Tym razem trochę zaszalałam. Niby kostka – a topi się w błyskawicznym tempie. W dłoniach i na skórze leci jak woda. Ale wodą nie jest, o nie. Trzymam kostki w lodówce inaczej by się rozpuściły w łazience. Po relaksującej kąpieli lub prysznicu taka chłodna kostka przyłożona do skóry daje pozytywne odczucia sensoryczne. Miejscowo chłodzi i zalewa skórę mieszanką emolientów. Świetne i gładko się rozprowadza, w trakcie aplikacji można wykonać delikatny masaż. Wybrane przez mnie masła topią się w temp bliskiej temperaturze ciała.

SKŁADNIKI

  • squalan – 6 gram,

  • masło cupuacu – 18 gram,

  • masło muru-muru – 55 gram

  • cranberry butter organic – 10 gram,

  • olej arganowy – 5 gram,

  • olej jojoba – 6 gram

WYKONANIE

Masło cupuacu, muru-muru i cranberry umieścić w garnuszku. Postawić na kuchence i podgrzewać na najmniejszym płomieniu (jeśli kuchenka gazowa jak u mnie). Mieszamy łyżką, jak tylko mamy wszystko rozpuszczone zabieramy naczynie z kuchenki. Lekko studzimy i dodajemy olej arganowy i jojoba. Mieszamy. Dodajemy squalan. Mieszamy i wylewamy do foremek. Ja swoje foremki musiałam umieścić w lodówce, bo w temp otoczenia nie chciały związać do stałej konsystencji.

Widoczne na zdjęciach czerwone drobinki pochodzą z masła jagodowego.

KILKA SŁÓW O WYBRANYCH SUROWCACH

1. Squalan

używany przeze mnie pochodzi z oliwy z oliwek. Głęboko nawilża skórę, polecany szczególnie do cery wrażliwej. Dla mnie najważniejsze z dobrodziejstw tego emolientu to silne działanie przeciwstarzeniowe. Ujędrnia i spłyca drobne zmarszczki, pozostawia skórę wygładzoną.

2. Cranberry butter organic

spełnia w recepturze funkcję wosku, nadaje konsystencję masie, użyłam go zamiast alkoholu cetearylowego lub cetylowego. Można użyć wosk jojoba. Moje masełko posiadało malutkie

czerwone drobinki, widać je w końcowej masie. Opadły zanim masa związała, ale są urocze.