W ogrodzie wielkimi krokami zbliża się jesień. Drzewa sypią kolorowe liście układając wielobarwny dywan. Wiatr tkacz ciągle zmienia jego wzory. Deszcz nie pozwala wejść na działkę przez długie, kolejne dni. Napływające zimne powietrze odsłania ostatnie do zebrania warzywo. Dynię. W ogrodzie nie ma swojej grządki. Rośnie jak chce i gdzie chce. Jej długie pędy płożą się po ziemi podążając za słońcem lub wspinają po płotach.

Zawsze jej widok wywołuje u mnie uśmiech na twarzy.

W tym roku sąsiad obdarował nas olbrzymem. U niego klęska urodzaju. Zobaczcie zresztą sami. Sąsiad zapewniał, że to jeden z mniejszych okazów.

Waży lekko ponad 20 kg. Wymagała taczka aby dowieść ją do domu. Jest jak czterolistna koniczynka. Zapewni wiele smacznych i różnorodnych posiłków. Po tegorocznej przygodzie z dyniami mam mocne postanowienie na następny sezon. Na pewno dyń posadzę więcej.